Tłumacz na lato

Lato – fajna pora, nawet jeśli tłumacz przysięgły ma sporo zajęcia. A zajęcia ma, bo właśnie się kończy pierwszy etap naboru na wyższe uczelnie. Kandydaci, w moim przypadku – głównie z Białorusi mają dostarczyć dyplomy, uczelnie – co zrozumiałe, wymagają tłumaczeń uwierzytelnionych. I dlatego właśnie lato nie jest sezonem martwym. Jasna rzecz, żaden tam szczyt sezonu – ten przyjdzie we wrześniu.

Ale lato: lipiec-sierpień to naprawdę piękne miesiące. Chyba chodzi o światło. Jest go dużo, dni są długie, więc nawet po tych codziennych godzinach spędzonych przy klawiaturze wciąż jeszcze pozostaje dużo dnia. I to chyba cieszy najbardziej. A tę resztę dnia – co robić? Tu na Psim Polu jest to dla mnie latem miejsce podstawowe. Choćby na pół godziny, ale jeśli tylko pogoda pozwala, pędzę do wód! Chlorowanych i – po tych wszystkich wichurach i burzach – pełnej rozmaitych już liści, trawek i innego drobiazgu, mimo to, wciąż jeszcze mnie pociągającej. Dopóki chce mi się iść chlapać, pływać, dopóty żyję. Idę więc sam albo z dziećmi i zażywamy miejskich, psiepolnych (?) wywczasów.

A jeśli nie basen, to, dajmy na to, papierówki. Jabłuszka niekłopotliwe, ale i nietrwałe, więc wieczorki schodzą na przyrządzaniu przetworów. Przetwory prościutkie, takie tak rozdrobnione i zagotowane ćwiartki, żeby były potem jak znalazł na szarlotkę albo do ryżu (z jabłkami przecież!).

Co jeszcze jest? No, rowerek jest. Nawet późnym wieczorem przy letnich temperaturach można sobie pośmigać po dłuższych i krótszych trasach w nadziei, że to coś pomoże i waga przestanie wreszcie pokazywać deprymujący wynik, który jak wyrzut sumienia pokazuje, że tłumacz (języka rosyjskiego i ukraińskiego, ale to chyba bez różnicy), nawet tłumacz ustny – to w większości praca siedząca. Ze wszystkimi konsekwencjami tego siedzenia. Ale wystarczy tych mrocznych, niezadowolonych z siebie aluzji. Lato jest tą porą, która nawet przy największym obciążeniu pracą zawsze pozwala mi wykrzesać z siebie coś jeszcze. I za to jestem wdzięczny.

Wyszło tak trochę literacko… To pierwszy wpis, niech mu tam będzie. Być może takie nie całkiem translatoryczne wpisy będą się zdarzać, jednak przede wszystkim chciałbym w tym blogu podrzucać w małych lub większych kawałkach swoje spostrzeżenia, uwagi, powody zadowolenia, ale i wzburzenia, rady – rozmaite informacje, które ludziom tłumaczeniami się nieparającym pozwolą lepiej zrozumieć, jak można z tłumaczem współpracować, aby osiągnąć z tej współpracy jak najwięcej. A tłumaczom – mam nadzieję – dadzą możliwość poznania czegoś nowego, a może i podzielenia się czymś ze mną czy nawet – co trudno wykluczyć i może bardzo pomóc również mnie – pospierania się ze mną.

A na razie jeszcze… lato!